Views: 2
Tytułem wstępu
Tak się złożyło, że paradoksalnie Odejście do Domu Ojca – Ojca Świętego Jana Pawła II (02.04.2005r.) w naturalny sposób wpłynęło pozytywnie na „wysyp” wszelkiej twórczości Jemu poświęconej. Na fundamentach często własnych opowieści powstały: teksty wspomnieniowe, współczesne, ale nie tylko teksty, ale utwory muzyczne czy filmowe i słuchowiska radiowe. Jednym z takich form działalności był periodyk „Pauza”, którymi autorami są moi przyjaciele – studenci (2005r.) dwóch grup zaocznych kierunku politologii – warsztatów i specjalizacji dziennikarskiej studenci III i V semestru WSKiMS im. Jerzego Giedroycia, wydany dzięki uprzejmości „Naszego Głosu” (Krosno). Pauza ukazała się jako cały periodyk oraz w tamtym czasie ukazywała się jako „wkładka papieska” do wydania tygodnika „Nasz głos”. Dodam tylko, że podobnie jak Pauzę razem z naszymi profesorami opracowaliśmy słuchowisko radiowe o Janie Pawle II, które było odtwarzane w radiu internetowym Naszej Uczelni.
Czy staliśmy się lepsi?
Każde jego słowo wymawiane czy wygłaszane podczas modlitwy lub spontanicznej rozmowy było dla wielu nie tylko pokarmem, alei źródłem energii na dalszą drogę. Nasz problem polega na zorientowaniu się, w którym miejscu tego szlaku jesteśmy i czy z tego trudnego czasu, jakim jest żałoba, wyciągniemy wnioski. Miejmy nadzieję, że nowy papież Benedykt XVI umocni nas przyjętych postanowieniach, co zasygnalizował wymawiając pierwsze słowa jako Ojciec św.: Po wielkim papieżu Janie Pawle II kardynałowie wybrali mnie”…
Pielgrzymka do papieskiej marynarki
W czwartek wyszedłem z pracy o godzinę wcześniej. Na ulicy spotkałem księdza – proboszcza z mojej parafii. Obaj nie mieliśmy czasu rozmawiać, zdążyliśmy wymienić tylko kilka słów, ale wpadłem na pomysł: na niedzielną mszę świętą muszę mieć koszulę w kolorze żółtym, papieskim. Teraz już wiem, że mój początkowo bezcelowy marsz to pielgrzymka w jej poszukiwaniu.
Nigdzie w sklepach nie ma tego „towaru”. Idę koło Dworca Centralnego, wchodzę do sklepu Marks & Spencer. Tu mówię od razu, co mnie interesuje, jednak są tylko koszule w paski. Zastanawiam się – może krawat, ale cena powyżej 50 zł, a dochodząca nawet do 150 zł, całkowicie mnie odstrasza. Mijam po kolei stoiska w innych sklepach – i nic!
Dochodzę do Galerii Centrum. Tu czeka mnie niespodzianka: koszule są ale tylko polo, nie pasujące do krawata. A to dopiero połowiczne rozwiązanie. Ostatecznie rezygnuję z zakupu.
Napotykam firmowy sklep Wólczanki. Tu także zawód – jest duży wybór koszul, ale nie w kolorze papieskim. Poddaję się. Postanawiam wsiąść do autobusu i wrócić do domu.
W poniedziałek jadę do pracy razem z tatą. W pewnym momencie proponuje uszycie nam strojów wyjściowych. Już trochę wyciszony rzucam koncepcję uszycia sobie nie koszuli, ale marynarki w tak wspaniałym kolorze, żółty – papieski. O dziwo trafiam na podatny grunt.
Z krawcem wybraliśmy materiały na stroje. Po dobraniu materiału dla mojej żony, a następnie dla taty, w gęstwinie belek materiału dostrzegam ten przeze mnie ulubiony. Przykładamy „belkę do fizjognomii” – jest o to chodzi, dobrze wyglądam.
Kupujemy. Będę miał marynarkę „na miarę czasów i oczekiwań”. Tylko jeszcze dwie przymiarki.
Nikt z nas nie przypuszczał, że będziemy tak blisko Niego.
Landrynki i inne dobra
Wśród wielu doniosłych wydarzeń w moim życiu wielkie znaczenie miała służba papieżowi. Szczególnie ta moja pierwsza, w 1983 r., na Stadionie Dziesięciolecia, kiedy my, harcerze i harcerki, klęczeliśmy „na pierwszej linii” wzdłuż bieżni podczas przejazdu Ojca Świętego.
Początkowo nikt z nas nie przypuszczał, że będziemy tak blisko Niego. To, co każde z nas wtedy czuło, jest po prostu nie do opisania. Tak, jak i niesamowita energia podczas Jego obecności, płynąca do wszystkich.
Służba porządkowa była dość prostym zajęciem. W dużej części chodziło o zapobieganie zmiażdżeniu się nawzajem tłumów pielgrzymów napływających z różnych stron. Zastanawialiśmy się, dlaczego papież opóźnia swój przyjazd. Jednak ktoś szybko, ku uciesze tłumu, puścił plotkę, że Ojciec Święty spowiada generała Jaruzelskiego ze stanu wojennego. Nie muszę dodawać, że ta anegdota całkowicie rozładowała napięcie oczekiwania.
Zapamiętałem część ważnych momentów z tego niecodziennego wydarzenia. Pojawiającą się w różnych miejscach rozłopotaną białą flagę z napisem SOLIDARNOŚĆ (za każdym pojawieniem była nagradzana brawami) oraz całe morze transparentów – na ogół poza stadionem. W podniosłej atmosferze rodziły się coraz nowe plotki, jak np. ta, że na czele delegacji pielgrzymów z Gdańska stoi Lech Wałęsa. Czy był tam wówczas, tego nie wiem do dzisiaj.
Między uczestnikami mszy świętej i harcerskimi służbami porządkowymi zawiązywała się nić sympatii. Harcerze organizowali wodę do picia, wierni natomiast częstowali nas landrynkami i innymi dobrami. Warto też wspomnieć o dekoracji stadionu. Nad bramą wjazdową na czerwonym tle umieszczony był biały orzeł w koronie, ale tę koronę miał nie na głowie, a między skrzydłami, co było kolejnym powodem do anegdot i plotek. Sam ołtarz był dość skromny, ale najważniejsze było to, że znajdował się na wierzchołku korony stadionu i był widoczny z wielu miejsc. Kolejnym elementem dekoracji były kwiaty, które ułożono wzdłuż obwodu bieżni. Była także, ułożona z otrzymanych od wiernych kwiatów, harcerska lilijka.
W słowach kończących Eucharystię Ojciec Święty podziękował wszystkim, którzy przyczynili się do jej przygotowania i organizacji.
W ostatnim zdaniu powiedział „Błogosławię temu, do którego należy głos w tym kraju”.
„Odchodzę! Nie lękajcie się!
Na początku zbliżających się Świąt Wielkanocnych w Wielki Piątek Jan Paweł II ukazał się po raz ostatni w swym oknie. Był właśnie po zabiegu tracheotomii, który według lekarzy specjalistów był bardzo prostą operacją chirurgiczną ułatwiającą oddychanie. Mimo to Jego przedstawiała wielkie cierpienie. Chciał coś powiedzieć, lecz słowa nie mogły się wydobyć z ust, tak że po pewnym czasie sam odsunął od siebie mikrofon. Z perspektywy czasu myślę, że chciał nam powiedzieć: „Odchodzę! Nie lękajcie się!”
W tym samym czasie w USA umierała Terry Shiavo, odłączona decyzją swojego męża od aparatury podtrzymującą ją przy życiu. Te dwa żywoty były ze sobą powiązane podobnym cierpieniem i wolą życia. Może właśnie dlatego po śmierci Terry zacząłem podświadomie myśl najtragiczniejszą – o nieuchronnej śmierci również Papieża.
Zadaję sobie pytanie, dlaczego o tym myślałem, i odpowiadam sobie w cichości serca: wszyscy ludzie są braćmi w kruchości ludzkiego życia, które tu na Ziemi nie jest wieczne. Choć czuję pocieszenie wiem, że nie mogę do nikogo zadzwonić, ani nikomu o tym powiedzieć. Żona śpi, przyjaciele czuwają w modlitwie, a ja jestem sam z tą tragiczną informacją.
W chwilę potem otrzymuję SMS-a o treści: „Zapal świeczkę Papieżowi. On tak wiele dla nas uczynił”. Odnajduję świeczkę i krzyż i znów zasiadam przed telewizorem w oczekiwaniu na dalsze komunikaty z Watykanu. Ciągle powtarzana na dolnym czarnym pasku jednostajnie rzeczowa informacja: „Papież nie żyje, Papież nie żyje, Papież…”
W jednej chwili cały świat łączy się w gorliwej modlitwie niezależnie od wyznawanej wiary za duszę tego, któremu tyle zawdzięcza. Wszyscy wiedzą, że największy autorytet moralny naszej epoki odszedł do Domu Ojca.
Poprzez najnowocześniejsze techniki przekazu elektro wizualnego możemy na bieżąco monitorować reakcje i modlitwę ludzi w kraju i na całym świecie. Nie na darmo się mówi już o Janie Pawle II jako Wielkim, jak zawsze o Nim mówiono – co teraz nabiera innego znaczenia – Papieżu Mediów, Wielkim Komunikatorze.
Włączam się w tę modlitwę sercem. Czuję na przemian ulgę, że Jego ziemskie cierpienie się skończyło, i ból, że nie ma się do kogo przytulić.