Views: 2
W 2023 roku mija 80 rocznica rzezi wołyńskiej. Jej punkt kulminacyjny, o ile można nazwać ten bestialski akt tak nazwać, przypada na lipiec 1943 roku.
Dzień 11 lipca obchodzony jest jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.
Jak podają źródła historyczne – liczne zapiski i wspomnienia Polaków mieszkających w tamtym okresie na Wołyniu – w lutym 1943 roku Ukraińska Armia Powstańcza rozpoczęła operację tzw. „czyszczenia” tego regionu z polskich mieszkańców. Na terenach tych ludność polska stanowiła około 16% mieszkańców.
Zakrojone na szeroką skalę ludobójstwo, przy aktywnym udziale miejscowej ukraińskiej ludności i aprobacie niemieckiego okupanta, trwało przez rok, do lutego 1944 roku. Moment kulminacyjny przypadł na lato 1943 roku. Obok ludności polskiej będącej głównym obiektem bestialskich mordów byli mieszkający na Wołyniu Rosjanie, Żydzi, Ormianie, Czesi a nawet Ukraińcy.
Plany i polityka Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów oraz rządu pod przewodnictwem J. Stećki zakładały usunięcie Polaków z Wołynia i Małopolski Wschodniej. Nacjonaliści ukraiński posiłkowali się w swoich działaniach inspirowanymi przez nich wystąpieniami chłopów ukraińskich przeciwko ludności polskiej. Chłopi ukraińscy łasi na majątek polski chętnie brali udział w mordach Polaków.
Sytuacja w tym regionie sprzyjała poczynaniom Ukraińców. Polska partyzantka była tutaj słaba. Niemcy interesowali się działaniami UPA koncentrując się raczej na zapewnieniu bezpieczeństwa swoich garnizonów w miasteczkach i większych wsiach. To powodowało, że sotnie UPA mogły swobodnie operować w terenie i atakować jedno skupisko polskiej mniejszości po drugim.
Najbardziej prawdopodobne źródła podają, że decyzję o ludobójstwie Polaków podjęto w gronie trzech osób wołyńskiego kierownictwa OUN-B: Dmytra Klaczkiwskiego, kierującego wołyńską OUN-B, Wasyla Iwachowa, referenta wojskowego OUN-B oraz Iwana Łytwynczuka, który dowodził siłami UPA na północno-wschodnim Wołyniu. Ten ostatni według zebranych zeznań był inicjatorem i najaktywniejszym organizatorem mordów na Polakach. W okresie marzec-maj 1943 r., po śmierci Iwachowa władza przeszła w ręce Klaczkiwskiego, który już samodzielnie zadecydował o rozpoczęciu czystki etnicznej na całym Wołyniu.
Sposób w jaki organizowano mordy na Polakach, ich przebieg, cel oraz zasięg terytorialny zdaniem pionu śledczego IPN świadczą, że na terenie Wołynia w latach 1939 – 1945 doszło do zbrodni ludobójstwa. Zbrodnie te były dziełem UPA, która w marcu i kwietniu 1943 roku wzmocniona została oddziałami dezerterów z Ukraińskiej Policji Pomocniczej, ukraińskie chłopstwo zwane czernią, członków oddziałów Samoobronni Kuszczowi Widdiły i Służbę Bezpieczeństwa OUN-B.
Jak ujawniło śledztwo IPN bezpośrednio odpowiedzialnych za decyzję o zbrodni i kierowanie mordami byli: Dmytro Klaczkiwski, ps. „Kłym Sawur”, ówczesny dowódca grupy UPA-Północ,
Wasyl Iwachow i Iwan Łytwynczuk.
Do grudnia 1942 roku miały miejsce mordy na pojedynczych osobach i rodzinach polskich. Głównie ofiarami byli Polacy zatrudnieni w niemieckiej administracji rolnej i leśnej (nadleśniczy, zarządcy folwarków, agronomowie), następnie ludność wiejska, głównie we wschodnich powiatach Wołynia.
Instytut Pamięci Narodowej uważa, że pierwszy masowy mord ludności polskiej, który uznany został jako rzeź i masakra miał miejsce w dniu 9 lutego 1943 w polskiej kolonii Parośla Pierwsza (gm. Antonówka, powiat sarneński). W tym dniu oddział UPA Hryhorija Perehijniaka „Dowbeszki-Korobki” zamordował 173 Polaków. Jak podają świadkowie uzbrojeni głównie w noże i siekiery Ukraińcy podający się za sowieckich partyzantów, by uśpić czujność chłopów dokonali mordu.
„Ocknąłem się po jakimś czasie, głowa mnie bolała. To cud, że nie zacząłem jęczeć, bo oni jeszcze byli w domu. Czekałem, byłem sparaliżowany strachem, udawałem nieżywego. Wtedy usłyszałem, jak mama odezwała się płaczliwym głosem” – opowiadał w rozmowie z „Newsweekiem”. „Ukrainiec podszedł, zamachnął się siekierą, rąbnął i zapanowała cisza. Potem trącali nas butem, sprawdzali, czy żyjemy. Nie wiem, jak to się stało, że wytrzymałem, że nie próbowałem uciekać. Sam nie wiem”.
Z rzezi w Parośli ocalało około 10 osób.
W nocy z 26 na 27 marca 1943 oddziały UPA dowodzone przez Iwana Łytwynczuka „Dubowego” zabiły co najmniej 179 osób w Lipnikach.
Kolejny atak nastąpił 23 kwietnia 1943 w Janowej Dolinie (gm. Bereźne, powiat kostopolski), osadzie górniczej (kopalnia bazaltu), W osadzie tej zamieszkiwało wtedy około tysiąc Polaków.
Dwie sotnie UPA „Jaremy” i „Szauli” dowodzone przez Łytwynczuka ps. „Dubowyj” zamordowały około 600 osób.
Jak podają naoczni świadkowie tych okrutnych wydarzeń Ukraińcy oknami wrzucali granaty i strzelali do uciekających nieraz już bardzo poparzonych ludzi. Strzelali, zabijali siekierami, widłami lub nożami.
To był dopiero początek rzezi i mordu Polaków przez Ukraińców.
Do kolejnego mordu doszło 11 lipca 1943 roku w miejscowości Poryck. Jednym z ukraińskich miasteczek, w którym mieszkało wielu Polaków.
Przerażająco brzmią słowa jednej z ocalałych osób, pani Julii Gruszczyńskiej:
„Siedziałam w ławce, niedaleko ołtarza, czekając na rozpoczęcie mszy św. razem z Józefą Chomiczewską i Walczak Walerią. Do Józefy Chomiczewskiej przyszła jej kuzynka Czaban Adamina, lat około 13, i opowiedziała to, co działo się przed kościołem (…). W kościele zrobił się szum, zamieszanie, ludzie chcieli wychodzić z kościoła. (…) W tym momencie rozległ się strzał i do kościoła weszła chwiejnym krokiem postrzelona kobieta. Wówczas nie wyszliśmy z kościoła, ale udaliśmy się na chór, a stamtąd z organistą Aleksandrem Zegarskim schowaliśmy się w wieży kościelnej, która była w tym czasie w remoncie. I tak, leżąc na deskach wśród rupieci i rusztowania, widziałam: wyszedł ksiądz (Bolesław) Szawłowski z zakrystii i stanął przed ołtarzem. Przemówił do ludzi, prosząc o spokój, stwierdzając, że smutny los nas spotkał, i zaczął się modlić. W tym momencie z zakrystii wszedł do kościoła jeden Ukrainiec i strzelił do księdza i kościelnego.
Ranny duchowny nadal modlił się i udzielał wiernym rozgrzeszenia. Po jakimś czasie znów do niego strzelono – padł na posadzkę. „Jednocześnie dwoma bocznymi drzwiami kościoła weszło dwóch Ukraińców z karabinami i każdy z nich, idąc obok rzędów ławek, zaczęli strzelać osobno do każdego człowieka. Zabijali pomału, z dokładnością, aby trafić w każdą osobę”.
Jak wspomina jeden z ministrantów Stanisław Filipowicz: „Krzyk ludzi, płacz dzieci i kobiet był przerażający … Często i dziś, po 50 latach, widzę ten obraz, jak spośród leżących na posadzce kościoła powstała młoda kobieta i z płaczem powiedziała te słowa: »Zabiliście moją matkę i rodzinę, zabijcie i mnie«. Natychmiast padła od kul. (…) W pewnym momencie bandyci zaczęli wnosić do kościoła słomę (drzwiami od strony ołtarza). Umieszczono w niej materiały wybuchowe (chyba pociski armatnie). (…) Gdy zapalono słomę, powstał dym, ogień i zaczęły wybuchać pociski. Ci, którzy jeszcze żyli, zaczęli się dusić od dymu”.
Według szacunków tej krwawej niedzieli zamordowano w Porycku co najmniej 222 Polaków.
Jak zeznawał po wojnie przed sądem jeden z oprawców zbrodni niejaki Ohorodniczuk vel Nikołaj Kwitkowśkyj:
„11 lipca 1943 r. rano razem z grupą UPA liczącą około 20 ludzi wszedłem w czasie mszy św. do kościoła w m. Pawłowka (Poryck) iwanickiego rejonu, gdzie w ciągu trzydziestu minut, wraz z innymi, zabiliśmy obywateli narodowości polskiej. W czasie tej akcji zabito 300 ludzi, wśród których były dzieci, kobiety i starcy. Po zabiciu ludzi w kościele w Pawłowce udałem się z grupą do położonej w pobliżu wsi Radowicze oraz polskich kolonii Sadowa i Jeżyn, gdzie wziąłem udział w masowej likwidacji ludności polskiej. W wymienionych koloniach zabito 180 kobiet, dzieci i starców. Wszystkie domy spalono, a mienie i bydło rozgrabiono”.
Wstrząsające, nawet jak piszę te słowa i czytam fragmenty wypowiedzi naocznych świadków krew mrozi się w żyłach.
Z końcem sierpnia 1943 roku oddziały UPA pod dowództwem Iwana Kłymczak ps. „Łysy” rozpoczęły akcję eksterminacji polskiej ludności na zachodnim Wołyniu. W nocy z 29 na 30 sierpnia we wsi Kąty wymordowano około 200 Polaków. W kilka godzin później oddziały UPA dokonały mordu w Jankowcach. Zamordowano około 80 Polaków.
Ukraińscy mordercy rozkręcali się. Kolejnymi ich ofiarami, jeszcze tego samego dnia byli mieszkańcy wsi Ostrówki. Chodząc po chałupach zgromadzili wszystkich na placu szkolnym, część w kościele. Następnie zabrali wszystkim zegarki i wszelkie kosztowności. Następnie metodycznie mordowano mężczyzn uderzeniem obuchem siekiery w tył głowy, kobiety i dzieci strzałem w tył głowy. Z pogromu cudem ocalały nieliczne osoby, które zaświadczyły potem o bestialstwie ukraińskich nacjonalistów. Szacuje się, że w tym dniu zamordowano w Ostrówkach od 476 do 520 osób.
Również 30 sierpnia 1943 roku doszło do jeszcze większej masakry Polaków w Woli Ostrowieckiej. Scenariusz podobny jak w Ostrówkach. Upowcy Wyprowadzali mieszkańców z
Domów na plac szkolny a potem umieszczono w budynku szkoły. Ba nawet dzieci częstowali cukierkami. Następnie wyprowadzali mężczyzn w niewielkich grupach do stodoły, gdzie zabijano ich uderzeniem, m.in. siekier, młotów. Budynek szkoły podpalono z przebywającymi tam kobietami i dziećmi. Jak wynika z podawanych informacji w tym dniu w miejscowości Wola Ostrowiecka bandy UPA zamordowały bestialsko od 572 do 620 Polaków.
Operacja UPA dotycząca eksterminacji Polaków zakończyła się z początkiem 1944 roku. Ukraińscy nacjonaliści wg danych przedstawionych przez prof. Władysława Filara zniszczyli 1048 polskich osiedli (łączna ich ilość to 1150). Jak się szacuje zamordowali bestialsko od 50 do 60 tysięcy Polaków.
Niestety większość ofiar bestialskiego mordu dokonanego przez upowców nadal spoczywa w tysiącach pojedynczych i masowych grobów.
Latem 2017 r. ukraińskie władze zakazały polskim naukowcom prowadzenia dalszych prac ekshumacyjnych w miejscach kaźni. Tłumaczą się wręcz absurdalnie: „nie mogą im zapewnić bezpieczeństwa” w trakcie prac ekshumacyjnych.
Wspomnieć należy, że analogiczne ludobójstwo zostało przeprowadzone przez oddziały UPA w pierwszej połowie 1944 roku na terenach sąsiadujących z Wołyniem województw: lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego, czyli historycznie rzecz biorąc na terenach określanych mianem Galicji Wschodniej bądź Małopolski Wschodniej. Obie zbrodnie bywają traktowane jako jedna i określane wspólną nazwą: zbrodni (rzezi) wołyńsko-galicyjskiej lub wołyńsko-małopolskiej.
Warto może też zastanowić się jakie żniwo nadal zbierają wydarzenia z tamtego okresu. Poczytać można o tym m.in., na stronach Instytutu Spraw Obywatelskich.
Gdzie kryje się prawda? Jak długo będzie jeszcze podsycana nienawiść? I kto za tym stoi?
Do dziś władze Ukrainy nie uznały mordu na Wołyniu.
Bibliografia/ źródła:
- Grzegorz Motyka, „Od rzezi wołyńskiej do akcji »Wisła«”,
- Ewa Siemaszko, Władysław Siemaszko, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”, tom 1 i 2,
- Wspomnienia Janiny Pietrasiewicz-Chudy pochodzą z „Głosu Pomorza” (11.12.2007).
- https://naszahistoria.pl/rzez-wolynska-zbrodnie-ktore-przerazaly-nawet-niemcow-bestie-z-wolynia/ar/c15-13293161
- https://instytutsprawobywatelskich.pl/wolyn-1943-ludobojstwo-okrutne-pamietamy/