Views: 0

Nie jestem muzykologiem, specjalistą od rozklepywania muzyki na drobne części i pisania rozwlekłych często mało zrozumiałych dla przeciętnego śmiertelnika tekstów. Jednak pozwolę sobie na kilka osobistych refleksji na temat muzyki jazzowej.

Muzyki, jazzu słucham od dziecka. Początkowo słuchałem jej intuicyjnie, emocjonalnie. Owszem posiadałem znajomość nut – nauczono mnie tego w szkole powojennej.  Nie miałem wiedzy na temat genezy powstania jazzu, elementów biograficznych z życia muzyków. To przyszło nieco później, gdy byłem już starszym nastolatkiem, czy nawet dwudziestolatkiem. Nie było ważne początkowo kto z kim gra, kto jest w składzie big bandu, ważna była muzyka. Początkowo też obracałem się częściej w kręgu jazzu polskiego, europejskiego. Urodzonym przed wojną melomanom, miłośnikom jazzu żelazna kurtyna już niemal od zakończenia wojny a szczególnie w latach 48-56 skutecznie utrudniała dostęp, do muzyki zza Oceanu, muzyki afroamerykańskiej. Miałem to szczęście, że urodziłem się w rok po śmierci kata wschodniej Europy, czyli Stalina. Z czasem, po wydarzeniach w 56 roku lody topniały. Gdy ja dojrzewałem nie tylko fizycznie, intelektualnie, ale też muzycznie, co przypadało na lata 60-70 sytuacja jazzu w Polsce miała się całkiem nieźle. Polscy muzycy zdobywali nie tylko rynki europejskie, byli znani w Skandynawii, również coraz głośniej o polskim jazzie było za Oceanem, w Stanach.

Polski jazz lat 40, wczesnych 50 zrywał powoli, acz skutecznie więzi łączące z jazzem i stylem okresu 20-lecia międzywojennego. Nawiasem mówiąc to była naturalna ewolucja jazzu nie tylko w naszym kraju, ale na całym świecie.

W 1958 roku miał miejsce pierwszy Jazz Jamboree, który odbył się wówczas w Hot-Club Hybrydy. Kolejne miały miejsce w Filharmonii Narodowej a od 1965 roku stała siedzibą festiwalu stała się Sala Kongresowa w Warszawie. Tam też począwszy od lat 60 miały miejsce ważne koncerty grup rockowych, m.in. słynny koncert The Rolling Stones. Stalin przewracał się w grobie, że w gmachu, jego „podarunku” dla Warszawy mają miejsce takie „ekscesy”.

Afisz Festiwalu „Jazz Jamboree” w 1958 r. w Warszawie

Jerzy Skarżyński. Plakat Festiwalu „JAZZ 58”

Afisz z warszawskiego koncertu Stana Getza

Już w tamtych latach w festiwalu uczestniczyli muzycy jazzowi z całego świata, w tym ze Stanów Zjednoczonych. Nazwisk nie będę przytaczał, bo lista byłaby bardzo długa. W erze internetu każdy może sobie jak to się mówi popularnie wygooglować informacje na ten temat (ciekawe, bo słownik worda – cóż amerykański twór – nie podkreśla słowa wygooglować jako błąd).

Mój pierwszy, bardzo osobisty kontakt, na żywo z jazzem miał miejsce w klubie Riviera Remont, znajdującym się przy domu studenckim Riviera. Powstał w 1973 roku i od początku odbywały się w nim ważne wydarzenia artystyczne. Spotkania z reżyserami, koncerty muzyczne grup pop, rock oraz oczywiście koncerty z udziałem muzyków jazzowych. Niestety autorzy popularnej, choć często mającej liczne luki Wikipedii nie zadbali o to, aby wspomnieć na jej łamach o tych wydarzeniach ważnych dla jazzowej Warszawy. Owszem jazz w tamtym okresie grano w Hybrydach, Stodole, słynnej Dziekance i Medyku. Ja jednak „wkręciłem się’ w Remont, w którym powstał około 1972 roku Jazz Klub. Polecam artykuł Sylwestra Czajkowskiego opublikowany w Jazz Forum 3/1974. Potem przyszedł czas na słynne, od dawna nie istniejące „Akwarium”. Klub „Akwarium”, chyba jedyny z prawdziwego zdarzenia klub jazzowy był nie tylko miejscem występów muzyków jazzowych, ale też miejscem spotkań miłośników czarnego krążka. W nim miało siedzibę przeniesione z ówczesnej ul. Rutkowskiego obecnie Chmielnej Klub Białego Kruka Czarnego Krążka Wydawnictwa Płytowego „Poljazz”.

„Poljazz” wydawał płyty, nie tylko zawierające muzykę jazzową od 1971 do 1991 roku. Ale to odrębna historia.

Poczytać można o tym: https://polishjazz.pl/poljazz/

W tym też mniej więcej czasie zacząłem prenumerować czasopismo „Jazz” a następnie „Jazz Forum European Jazz Magazine”. Jedyne na świecie w połowie lat 70 międzynarodowe czasopismo jazzowe. Już w tym czasie Jazz Forum wydawane było w trzech językach: polskim, angielskim i niemieckim.

https://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/brodowski-jazz-forum-nasz-powod-do-dumy

Druga połowa lat 70 nie była zbyt łatwa dla polskiego jazzu. Coraz większy dostęp młodego pokolenia do anglosaskiej muzyki rock i pop znacznie zahamował dopływ publiczności jazzowej do przybytków, w których grano jazz. Jednak wierni fani nie odpuścili i nadal co roku Sala Kongresowa pękała w szwach w czasie festiwalu Jazz Jamboree a kluby jazzowe Remont i Akwarium cieszyły się ogromną popularnością.

Po wyburzeniu kompleksu budynków przy ul Emilii Plater w lutym 2001 roku, obecnie stoi tam wieżowiec InterContinental, dopiero w 2007 roku na krótko, bo na rok reaktywowano Akwarium Jazz Club w kompleksie budynków „Złote Tarasy” przy ul. Złotej 59. Zmieniono też nazwę na Akwarium Jazzarium. W 2017 PSJ reaktywował Akwarium Jazz Club. na warszawskim skwerze Hoovera przy Krakowskim Przedmieściu.

Ja jednak już nie byłem w tych miejscach. Praktycznie od czasu likwidacji Akwarium i od momentu, gdy wydawnictwo „Poljazz” zaprzestało wydawania płyt w cyklu Białego Kruka Czarnego Krążka nie bywałem przy ul. Emilii Plater.

Lata 80, stan wojenny odbiły się mocno na stanie polskiego jazzu. Owszem nadal muzycy polscy grali, jednak najlepiej mieli się ci, którzy od dawna osiedli na Zachodzie Europy poza strefą działania komuny.

Był to okres, gdy muzyki jazzowej słuchałem nadal, jednak kupowałem mało płyt jazzowych. W tym czasie skupiłem się bardziej na klasyce i rocku.

Powstały w latach 60 w Stanach free jazz ewoluował i coraz częściej gościł na rynku europejskim. Zdobył sobie wielu fanów. W tamtym okresie początkowo niechętnie słuchałem free jazzu, bardziej przywiązany do tradycji tzw. jazzu głównego nurtu, czy inaczej mainstreamu. Potem coraz bardziej przekonywałem się do free jazzu, który w mojej ocenie był naturalną ewolucja i sposobem na wyrażanie siebie w muzyce jazzowej. Lata 90 ub. stulecia nie przyniosły większych zmian w sposobie grania jazzu. Z czasem jednak, głownie na początku XXI wieku jazz coraz mocniej ewoluował. Owszem już latach 70 zawierał on w sobie wiele pierwiastków folklorystycznych, związanych z miejscem pochodzenia muzyków jazzowych oraz zaczerpniętych z muzyki klasycznej. Przykładem tego jest jazz polski. Ale o tym piszę w innym miejscu.

Jak wspomniałem kolejne stulecie przynosiło nowe pomysły na granie jazzu, powstawały nowe prądy czy gatunki. Śmiem twierdzić, że nie. Obecny tzw. nowoczesny jazz, szczególnie niektóre jego nurty w mojej ocenie nie jest już czystym, tym wywodzącym się z amerykańskich korzeni jazzem, czy nawet granym przez Polaków z latach 60-80. To jest już dla mnie jakiś konglomerat jazzu, muzyki w stylu „Warszawskiej Jesieni”, jak mówi o tym w wywiadzie Jan Ptaszyn Wróblewski, zmieszanej z folklorem, m.in., dalekowschodnim i niestety czymś jeszcze czego nawet nie potrafię nazwać. Nie jestem w wykształcenia muzykiem i nie twierdzę, że metrum 4/4, czy metra nieregularne (np. 5/4, 7/4) i polimetria występujące sporadycznie w jazzie, a w free jazz ametryczny rytm swobodny są jedyne. Jednak często produkcje niektórych muzyków jazzowych – tak się ich jeszcze nazywa – są dla mnie czystą abstrakcją. Ba poczytywani są za twórców nowoczesnego jazzu, starają się wmówić fanom jazzu, że tak powinno się jazz obecnie grać. Nie tylko dla mnie. Problemem tym w swoim opracowaniu zajmuje się M. Zieliński: „Rola metrum w rytmice jazzowej”, zadając jednocześnie pytanie: „… czy to jest jeszcze jazz”. Piszę dalej: „Z moich dotychczasowych obserwacji wynika, że komplikowanie metrum oddala muzykę jazzową od mainstreamu, zbliżając ją do idiomu wykonawczego muzyków klasycznych.”

https://openmusicreview.art/wp-content/uploads/2022/02/mz_jazz_2017-1.pdf

Na koniec przytoczę słowa legendy polskiego jazzu Jana Ptaszyna Wróblewskiego zamieszczone w wywiadzie jaki przeprowadził z nim Krzysztof Balkiewicz „Generał polskiego jazzu” Jazz Forum numer 12/2022:

„Jak opisałby Pan współczesny jazz w Polsce?

Idzie w różnych troszeczkę kierunkach, bo są zespoły ściśle atonalne – zresztą niektóre z nich bardzo ciekawe. Są zespoły, które próbują grać może nie konwencjonalnie, ale w oparciu o konwencję, z bardzo dużymi odskokami harmonicznymi, rykoszetami, diabłami, czortami – tych wynalazków jest do diabła i trochę. Jedni to robią lepiej, drudzy gorzej. Ale w sumie muzyków jest ogromna ilość, bardzo dobrych, tylko nie wiadomo, czy to wszystko w jakiś sposób wreszcie przełamie się na jakiś wyraźny nowy kierunek. Chociaż moim zdaniem pewne kierunki już są, bo jednak jakby to nie nazywać – straight ahead, czy zwyczajny jazz – one się jednak bardzo różnią od tego, co było grane wcześniej.

Bardzo często dominują sprawy poszukiwania nowości, oryginalności, zaznaczenia się na rynku. Czasami jest to jakieś przedumane, jakieś Warszawskie Jesienie czy coś w tym rodzaju. Wbrew pozorom to też jest komercjalizm. Ludzie często zapominają o tym, co im się podoba, a zaczynają spekulować. Niektórzy próbują przedstawiać siebie jako jakichś proroków, którzy grają coś, czego nigdy nie było – a potem nagle się uspokajają. Ale takie właśnie próby cały czas są, żeby się przebić. Właściwie wcale się temu nie dziwię, bo muzyków jest tłum – przebicie się jest cholernie trudne. Są cały czas pewne tematy, które są u nas bardzo rozchwytywane. Takim szaleństwem do przesady było granie Chopina i Komedy. Tych płyt powstało tyle, że… No, nie były chyba aż na tyle potrzebne.”

Zatem powtórzę zadane przez M. Zielińskiego pytanie. Czy to jest jeszcze jazz?

Marek R.